Jak do tego doszło, nie wie nikt.

Jak do tego doszło nie wie nikt.
Konsternacja, niedowierzanie, szok i zdziwienie malowało się na twarzach wrocławian, gdy zobaczyli, że pochód studencki prowadzi Żuk A’tomek z 1975 roku, a na jego pace stoją nieprzypakowani, acz przystojni DJ-e. Sympatycznym studentom z Wrocławia same na usta cisnęły się słowa wielkiego polskiego muzyka Zenka
Martyniuka. “Jak do tego doszło? Nie wiem.” Wyruszyliśmy skoro świt, bowiem już o 5 rano byliśmy na szlaku by przybyć punktualnie na godzinę przed południem i przywitać ponad 20-tysięczny tłum. Niektórzy mogli zastanawiać się czy nam czasami na głowę nie padło, dlatego że nasza 12-osobowa techniczno-rozrywkowa drużyna wokół A’tomka mogła sprawiać wrażenie odrobinę szaleńców, prawda była jednak zgoła inna. Nie padło nam na głowę, lecz non-stop padało nam na głowę – Wrocław
przywitał nas rzęsistym deszczem. Niemniej, tam skąd pochodzimy (okolice największej elektrowni dobrej energii w Polsce) też czasami pada, więc deszczyk przyjęliśmy z lekkim uśmiechem i od razu wzięliśmy się do budowy specjalnie wyznaczonej strefy naszego festiwalu, którą ukończyliśmy w try miga i każdy mógł się delektować muzyką naszych rezydentów: Elvasa, Eca B i Janka Janka. Zarówno to, że wyróżnialiśmy się wizerunkowo, jak i to, że technicznie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik to niewątpliwa zasługa naszego parntera Flashy Sound.

Gdy wybiła 11:00 wyruszyliśmy na Plac Staszica by tam ruszyć w jednym z największych korowodów studenckich w Polsce, całej naszej ekipie dopisywał doskonały humor i entuzjazm, który od razu udzielał się wszystkim w promieniu 5 kilometrów od naszego A’Tomka. Zwłaszcza Elvas dał
popis swoich umiejętności, który muzycznie po prostu zatrząsł całym Wrocławiem, co o mało nie skończyło się zawaleniem wszystkich 71 mostów w tym mieście, zaś jego stylówka i charakteryzacja przypomniała wszystkim wielbicielom, że nie bez powodu jego ksywka “Elvas” pochodzi od Elvisa, chłopak po prostu skradł show.
Po godzince korowodu udaliśmy się na Pola Osobowickie, by tam kontynuować nasz występ i chyba niechcący zrobiliśmy konkurencję artystom z głównej sceny, bowiem nie wiadomo było, czy to deszcz czy łzy na ich policzkach. Nasze piękne i atrakcyjne ambasadorki, oraz niepiękni i nieatrakcyjni ambasadorzy przez cały okres eventu dbali o to, by każdy kto znajdował się w pobliżu naszego A’tomka doskonale zapamiętał, gdzie, kiedy oraz czym jest nasz festiwal Atomik Vibes. Działo się tyle, że aż trudno wszystko spisać, dlatego może lepiej Państwu na wyobraźnię zadziała poniższy filmik z całego korowodu i wydarzenia:

Widzimy się za 61 dni na festiwalu, prawda?

Zapraszamy na relacje z drugiej sceny w poniższy film.

Autor tekstu: Sebastian Szała